wtorek, 10 stycznia 2012

Żółte kleszcze

Kultura nadmiaru zabrała nam święta. Obżerać się można co dzień. Nadmiar cukru we krwi i 3 letnie dziecko jest nieszczęśliwe. Nie potrafi zapanować nad nakręconym ciałem. I z innej beczki: odsłanianie przed Bogiem podbrzusza to nie to samo co uległość wobec człowieka. Wiem i co z tego?

Chińczycy trzymają się mocno. Zbyt mocno. Choć właściwie z jednej strony dobrze. Za trzy pokolenia problem rosyjski zostanie rozwiązany ostatecznie. Ale czy szczęśliwy będzie wtedy stryjek? Czy od siekierki okaże się lepszy kijek? Zobaczę to na szczęście z góry. Na razie patrzę na niepowstrzymany chiński pochód. Z Zambii przyjechał przyjaciel. Opowiadał o świecie z tamtej perspektywy. Zambia, Mozambik, Tanzania i pozostałe kraje wschodniego wybrzeża Afryki zostały w ciągu kilkunastu ostatnich lat wykupione przez Chińczyków. Linie lotnicze, koleje, hotele, banki, infrastruktura. Tubylcy mówią o stu milionach żółtych ludzi, którzy mają przyjść. Tambylcy mówią to samo. Tambylcy, czyli tubylcy przyjezdni.

Drugie ramię kleszczy chwytających właśnie świat chrześcijański i post-chrześcijański zaciśnie się od wschodu i północy. Syberia prowokuje swą surowcową potencją i pustką demograficzną.

Trzydzieści parę lat temu Chiny wróciły do polityki cesarskiej, imperialnej. Realizują ją kolejne pokolenia rządzących. Maotsetungowski epizod sorbońskiej rewolucji kulturalnej, to mgnienie. Starodawna kultura wróciła do swych korzeni. Rosjanie mają przechlapane. Ale oni przecież też myślą. Podobno ich druga siła, obrazowana przez Rosnieft, jak pierwsza przez Gazprom, stawia na opcję chińską. Putin, cokolwiek sądzić, jest proatlantycki. Co akurat oznacza tylko tyle, że imperium ma się odbudowywać również w tym kierunku.

Można zatem z dużym prawdopodobieństwem sądzić, że część rosyjskiej siłówki dogaduje się z Chińczykami. W końcu pociągi z Petersburga z ludźmi Putina nie są wysadzane bez powodów.

A w kraju jak w dwudziestoleciu międzywojennym. Prokurator strzela sobie w głowę. Ależ nie, jest również dokładnie odwrotnie. Prezydent wykorzystuje wizyty międzynarodowe i ląduje przypadkiem po paliwo na lotniskach, na których przypadkowo lądują samoloty z rosyjskimi oficerami służb. Niezalezna.pl zdokumentowała przynajmniej dwa takie przypadki. Nawet wizyta w Chinach nie obyła się bez takich służbowych konsultacji po drodze.

A wracając do spraw poważnych. Na ziemi ludzkość żyje zorganizowana na różnych cywilizacyjnych szczeblach. Klany, jak na Kaukazie czy w północnej Afryce, plemiona, narody. Najszerszymi jednorodnymi organizmami są cywilizacje. Cywilizacja zachodnia mogłaby być nazwana fenicko-judeo-grecko-rzymsko-chrześcijańsko-naukową. Cywilizacja chińska, jest równie różnorodna wewnętrznie, jest potężnym światem, osobnym właściwie kontynentem. I tak naprawdę nigdy nikomu się nie poddała. Teraz nadszedł czas jej ekspansji. Musimy znaleźć się w tej sytuacji.

W pracy czasami odwiedzam kuchnię. To doskonałe miejsce na wymianę myśli, doświadczeń, obrazów. Gotując wodę na herbatę opowiedziałem, jak wyczułem kranówę we franczyzowym Frugo. Kolega przywołał na to przykład z USA. W MacDonaldzie zapach chloru przy nalewani coli uderzał go w nos z półtorej metra. Potem gdy zaczął pracować w tym fastfudzie okazało się, że woda serwowana jest w dystrybutorach coli prosto z kranu na zapleczu. Ameryka. Trzecie pokolenie nadmuchanych, chorych ludzi. Ale w fastfudach stołuje się tylko biedota.

I z kuchni na Filtrowej jeszcze jedna refleksja.

Kultura nadmiaru zabrała nam święta. Obżerać się można co dzień. W kulturze niedoboru - a może raczej: rozsądku – było inaczej. Mięso dwa razy w tygodniu, to była rozpusta. Słodycze były tylko od święta. Taki był świat w latach 60. A żywa pamięć mojej rodziny sięgała dla mnie jeszcze głębiej. Do czasów klęski głodu z dwudziestolecia międzywojennego. Zapałka dzielona na cztery była wtedy rzeczywistością, a nie coraz mniej zrozumiałym porzekadłem. Przednówek w czasach bez lodówek, był swego rodzaju próbą. Dziś dzieci dostają nadmiar węglowodanów i białka. Nadmierna ruchliwość, brak koncentracji. Kiedyś nie było ADHD. Nie rozpoznawano go, a może go po prostu nie było?

Zrównoważona dieta, to dziś praktycznie niemożliwe. Nadmiar mięsa, nadmiar białka. Spokojne uczucie nasycenia. Niedostępne 99 procentom ludzi do XIX wieku. Nadmiar węglowodanów, nadmiar cukru we krwi i 3 letnie dziecko jest nieszczęśliwe. Nie potrafi zapanować nad nakręconym ciałem. A meta-endorfina mocno uzależnia.

Od pewnego czasu piszę codziennie Ewangeliarz. Komentarze do czytań Pisma świętego na kolejne dni. Można o przysyłanie go poprosić pisząc na adres partyzant.prawdy@gmail.com. Piszę go, a właściwie on mnie pisze. Próbuje przeorać. Posługuję się w pointach tekstu myślami osoby świętej. Matki Teresy. Są czasami skrajnie niesprawiedliwe: „Nie ustawaj w dawaniu Jezusa twoim bliskim. Zanoś Go im nie słowami ale przykładem, swoją miłością do Niego”. Przepisuję te słowa i ich nie wypełniam. Przecież moje dzieci nie czytają tego ewangeliarza, ale w końcu przeczytają. „Niech poznają Jezusa przez to, że będziesz promieniował Jego świętością i rozsiewał woń jego miłości wszędzie, dokądkolwiek pójdziesz”. Jaką woń ja dzisiaj rozsiewam, lepiej sobie nie wyobrażać. Co widzi J. lat 15? co widzi Tosia lat 3? Raptusa rażącego emocjonalnym prądem. „Niech radość Jezusa nie przestaje być twoją siłą. Bądź szczęśliwy i pełen pokoju. Przyjmij z uśmiechem wszystko co On ci ześle” - JAK? Jak przyjąć wszystko nie przewracając się na plecy jak zdominowany pies? Odsłanianie przed Bogiem podbrzusza to nie to samo co uległość wobec człowieka. Wiem i co z tego? Czy to co piszę nie jest już chorą szczerością? Czy istnieje chora szczerość? Istnieje. Prawda bez miłości zabija.